Jesień to moja ulubiona pora roku, uwielbiam złote liście,
ich szelest pod stopami, rozgrzewające promienie słońca i zimny dreszcz przechodzący
po całym ciele w jesienny poranek. Tej jesieni mam ochotę na trochę słodyczy w
moim życiu, takiej zapachowej.
Z tego powodu, od paru tygodni testuję każdy słodki zapach, który wpadnie mi w
łapki. Dzięki uprzejmości wspaniałych dziewczyn z portalu fragrantica, mam
okazję zapoznać się z wieloma wspaniałymi zapachami.
Tym razem wybór padł na Montale Sweet Oriental Dream.
Nuty to: róża, miód, migdały, wanilia
Muszę przyznać, że nie spodziewałam się niczego zaskakującego po tych perfumach i tak w
rzeczywistości było. Ale po kolei.
Do Montale podchodzę z dużą rezerwą. Wąchałam kilka zapachów, ale wszystkie wydawały mi się takie syntetyczne i raczej mało ciekawe.
Po powąchaniu nadgarstka spryskanego Sweet Oriental Dream nasunęło mi się jedno skojarzenie:
amaretto. Zapach jest niesamowicie intensywny. Miałam wrażenie, że jestem
oblepiona czymś słodkim. Po mniej więcej godzinie migdały stały się już
zdecydowanie mniej intensywne i do głosu doszedł miód, który wybił się na
pierwszy plan, w tle majaczyła nieśmiało róża oraz wanilia. Zrobiło się
smakowicie. Nie mam w przypadku tego zapachu skojarzeń z olejkiem
migdałowym do ciast(no może na początku, przez to, że migdały wiodą prym). Po
wielu godzinach zapach jest bardzo miodowo-waniliowy. Parametry zasługują na
oklaski. Sam zapach jest delikatny i ugłaskany, grzeczny.
Nie ma tutaj zaskakujących zwrotów akcji i wrażeń. Jest przyjemnie i... to by było
na tyle. Za mało, by rozważyć zakup całego flakonu.