sobota, 3 września 2016

Botrytis Ginestet



Ze zniecierpliwieniem oczekiwałam na przesyłkę z krakowskiej perfumerii lulua. Przesyłka ta zawierała zapach, który od jakiegoś czasu bardzo pragnęłam przetestować, a mianowicie tytułowy Botrytis Ginestet. 

Do testów skłonił mnie bardzo zachęcający spis nut, który prezentuje się następująco:

miód, suszone owoce, pigwa, białe kwiaty, ambra, winogrona, piernik.

Po nadejściu przesyłki od razu przystąpiłam do testów. Botrytis jest niesamowicie słodkim, cudownie otulającym zapachem. Wyczuwam w nim miód, miód i jeszcze raz miód oraz dużo białych kwiatów. Suszone owoce oraz ambra jeszcze bardziej otulają nasze ciało i koją zmysły. Niestety nie wyczuwam piernika, nad czym bardzo ubolewam. 
Poza ciepłym, przytulnym efektem jaki daje, Botrytis robi coś niesamowitego, coś, czego nie zrobiły do tej pory żadne inne perfumy, on mnie po prostu uspokaja. Zaraz po aplikacji, sprawia, że czuję się bezpiecznie i komfortowo. W ciągu dnia, gdy tylko go poczuję, zmienia się moje samopoczucie, jeśli mam jakieś stresujące sytuacje, to od razu biegnę po Botrytisa :)
Zapach ten to dla mnie jesień. Nie kojarzy mi się z zimą, chociaż jestem ciekawa, jak będzie zachowywał się, gdy na zewnątrz będzie zimno i wietrznie. Widzę go w otoczeniu złotych liści i ciepłego jesiennego słońca. Tak bardzo mi się podoba, zwłaszcza efekt ukojenia, który daje, że wpada na listę zapachów, które bardzo chcę mieć.

Jeśli chodzi o parametry, to Botrytis trwa an skórze przez ok. 6-7h, projekcja średnia, na pewno nie jest to zapach z ogonem.

Polecam wszystkim ciepłolubnym stworzeniom przepadającym za słodkościami w perfumach. 

piątek, 26 sierpnia 2016

Montale Sweet Oriental Dream



Jesień to moja ulubiona pora roku, uwielbiam złote liście, ich szelest pod stopami, rozgrzewające promienie słońca i zimny dreszcz przechodzący po całym ciele w jesienny poranek. Tej jesieni mam ochotę na trochę słodyczy w moim życiu, takiej zapachowej.

Z tego powodu, od paru tygodni testuję każdy słodki zapach, który wpadnie mi w łapki. Dzięki uprzejmości wspaniałych dziewczyn z portalu fragrantica, mam okazję zapoznać się z wieloma wspaniałymi zapachami.

Tym razem wybór padł na Montale Sweet Oriental Dream.
Nuty to: róża, miód, migdały, wanilia

Muszę przyznać, że nie spodziewałam się niczego zaskakującego po tych perfumach i tak w rzeczywistości było. Ale po kolei.
Do Montale podchodzę z dużą rezerwą. Wąchałam kilka zapachów, ale wszystkie wydawały mi się takie syntetyczne i raczej mało ciekawe.
Po powąchaniu nadgarstka spryskanego Sweet Oriental Dream nasunęło mi się jedno skojarzenie: amaretto. Zapach jest niesamowicie intensywny. Miałam wrażenie, że jestem oblepiona czymś słodkim. Po mniej więcej godzinie migdały stały się już zdecydowanie mniej intensywne i do głosu doszedł miód, który wybił się na pierwszy plan, w tle majaczyła nieśmiało róża oraz wanilia. Zrobiło się smakowicie. Nie mam w przypadku tego zapachu skojarzeń z olejkiem migdałowym do ciast(no może na początku, przez to, że migdały wiodą prym). Po wielu godzinach zapach jest bardzo miodowo-waniliowy. Parametry zasługują na oklaski. Sam zapach jest delikatny i ugłaskany, grzeczny.
Nie ma tutaj zaskakujących zwrotów akcji i wrażeń. Jest przyjemnie i... to by było na tyle. Za mało, by rozważyć zakup całego flakonu.



wtorek, 12 lipca 2016

Ulubione serum z wit. C LIQ CC

Serum LIQ CC zakupiłam w momencie, w którym moja cera była odwodniona, spięta, o nierównym kolorycie, ziemista i taka po prostu bez życia. Liczyłam, że będzie to cudowny kosmetyk, który odmieni jej oblicze J. Zachęciło mnie wysokie, 15% stężenie wit. C oraz bardzo dobre opinie użytkowników. Muszę przyznać, że byłam wtedy trochę zdesperowana i bardzo zawiedziona popularnym wtedy serum Auriga, które nie zrobiło zupełnie niczego pozytywnego dla mojej skóry.



Serum LIQ CC jest tak wydajne, że nie byłam w stanie zużyć go w przeznaczonym przez producenta czasie( trzy miesiące od otwarcia). Niedawno zakupiłam kolejną buteleczkę tego cuda i tym razem będę bardziej hojna jeśli chodzi o ilość kosmetyku aplikowaną jednorazowo. Niestety trafiło mi się jeszcze opakowanie w starej wersji, w której to resztki serum zbierały się przy mocowaniu pipety, przy zakrętce, która to poddana działaniu niskiego ph kosmetyku po prostu odbarwiała się, plamiąc dłonie. Z tego co się orientuję, to serum występuje teraz w nowej wersji opakowania, z którym to nic złego się nie dzieje.

Na co liczyłam używając serum?
Wit. C jest bardzo silnym antyoksydantem, dlatego serum zakupiłam głównie z myślą o ochronie przed negatywnym wpływem wolnych rodników. Miało stać się podstawą mojej wiosenno-letniej pielęgnacji.

Walczyłam i nadal walczę z pozostałościami w postaci przebarwień po trądziku, miałam nadzieję, na zmniejszenie ich widoczności.
Ponadto na zauważalne wyrównanie kolorytu cery oraz działanie przeciwstarzeniowe.

Po kilku użyciach od razu dało się zauważyć faktyczne wyrównanie kolorytu cery. Po zimie było to dla mnie niesamowicie miłym zaskoczeniem. Skóra stała się wyraźnie bardziej napięta, a jej struktura gładsza. Na razie nie jestem w stanie napisać niczego pozytywnego jeśli chodzi o wygładzenie drobnych linii( serum stosuję również pod oczy), jednak mam cichą nadzieję, że będzie to zauważalne po dłuższym czasie używania.
Bardzo cieszy mnie, że po tych kilku miesiącach używania, przebarwienia na moich policzkach są zdecydowanie bledsze, jednak nadal pozostają zauważalne.


Serum stosowane codziennie ani razu mnie nie podrażniło, było bardzo przyjemne i komfortowe w użytkowaniu, pomimo swojej oleistej konsystencji, szybko się wchłania nie pozostawiając żadnej nieprzyjemnej i tłustej warstwy, przez co idealnie nadaje się pod makijaż. Świetnie sprawdziło się podczas upałów, kiedy nie miałam serca męczyć skóry dodatkową warstwą kremów.

Myślę, że z serum będą zadowoleni posiadacze każdego typu cery. Może stanowić naprawdę idealną podstawę pielęgnacji.

Cena to około 60 zł za 30 ml, przy czym ponownie nadmienię, że serum jest piekielnie wydajne.




środa, 1 czerwca 2016

Podkład Bobbi Brown Long-Wear Even Finish





Podkład Bobbi Brown Long-Wear Even Finish to podkład, który ma być podkładem długotrwałym o naturalnym, matowym wykończeniu i średnim kryciu. Producent obiecuje, że dodatkowo będzie nawilżał. Ma też SPF 15, ale oczywiście, każdy, kto stosuje kremy z filtrem osobno, wie, że nie jesteśmy w stanie nałożyć takiej ilości podkładu, aby w pełni zastąpił filtr.

Na stronie perfumerii Douglas można go nabyć w cenie 190 zł za 30 ml produktu. Podkład znajduje się w szklanej, minimalistycznej i matowej butelce z pompką.

Jest to jedyny podkład z rodzaju tych długotrwałych i mocnokryjących, po który sięgnęłam. Z założenia nie zwracam uwagi na tego typu podkłady z powodu rodzaju oraz typu mojej cery(odwodniona, mieszana). Każdy kontakt z typowymi everlastingami kończył się u mnie bardzo niekomfortowym uczuciem spiętej i przesuszonej cery, tak, że po paru godzinach noszenia podkładu, miałam ochotę wręcz zdrapać go z twarzy.

Potrzebowałam jednak chociaż jednego podkładu, który łączyłby wszystkie dobre cechy everlastingów, ale dodatkowo był lekki, niewysuszający i wyglądał naturalnie na twarzy. Niemożliwe?

Zaryzykowałam i zakupiłam ten podkład w ciemno. Dostałam ostatnią buteleczkę, która znajdowała się w perfumerii. Konsultantki powiedziały, że podkłady Bobbi Brown sprzedają się jak świeże bułeczki. Byłam zaskoczona, bo szczerze mówiąc, nie mają one powalających opinii w sieci.

Podkład okazał się dla mojej cery strzałem w 10. Ma bardziej zbitą konsystencję niż Bobbi Brown Skin Foundation, który jest baaardzo lejący, ale jest rzadszy od Everlastinga z Clarinsa czy słynnego Double Wear Estee Lauder.

Uważam, że krycie jest średnie i można je budować, ale wątpie żeby można było osiągnąć pełne- nie próbowałam jednak, ponieważ nie miałam takiej potrzeby.

Wykończenie idzie w stronę matowego, jest satynowe, ale na pewno nie idealnie matowe. 

Podkład po nałożeniu wygląda rewelacyjnie, jak druga skóra, oczywiście lepsza :), która staje się upiększona, na prawdę ładnie wyrównuje koloryt. Nie podkreśla faktury skóry, nie wchodzi w pory czy załamania(utrwalony pudrem). Wygląda na prawdę bardzo ładnie przez wiele godzin. Niestety ściera się z nosa, gdy nosimy okulary, tak więc nie jest to na pewno w 100% zastygający podkład, którego nic nie ruszy. Coś za coś. 

Formuła samego podkładu jest wyjątkowa, ponieważ moja cera jest wrażliwa i odwodniona i pomimo tego, nie wyczuwam tego produktu na twarzy, nie czuję dziwnego spinania, a cera do końca dnia jest nawilżona i ukojona. Po zmyciu makijażu nie zauważam żadnego negatywnego wpływu podkładu na moją cerę, co bardzo mnie cieszy. Moja cera jest uwrażliwiona po różnych kuracjach(kwasy, retinoidy) i płytko unaczyniona, ale ten podkład jest dla niej neutralny. Bardzo mnie to cieszy.

Jeśli chodzi o odcień, to podkład posiadam w odcieniu Porcelain, najjaśniejszym dostępnym w Polsce. Kolor ten jest idealny, nie miałam jeszcze tak dobrze dopasowanego kolorystycznie podkładu. Według mnie jest to odcień neutralny, nie idzie wyraźnie ani w stronę różowego, ani żółtego. Odcień ten zrobił na mnie na prawdę pozytywne wrażenie, ponieważ sprawia, że zaczerwienienia są dobrze ukryte, a cera sprawia wrażenie promiennej i rozświetlonej, pomimo tego, że podkład ten nie jest typowo rozświetlającym.



od lewej: Nars Sheer Glow Siberia, Bobbi Brown Long-Wear Even Finish Porcelain, Armani Luminous Silk 03, Clarins Extra Firming 103
Podsumowanie:

krycie: średnie
wykończenie: satynowe w kierunku matu, bardzo naturalne
konsystencja: fluidu
trwałość: bardzo dobra
formuła: beztłuszczowa
inne: SPF 15, w składzie ma olejek lawendowy na co trzeba uważać, bo może podrażniać, ja czegoś takiego nie zauważyłam
dla kogo: skóra sucha, mieszana odwodniona

Ogólnie jest to świetny podkład, dla osób lubiących naturalne wykończenie jednak z równoczesnym porządnym wyrównaniem kolorytu cery. Dodam, że w moim przypadku podkład ten jest bezproblemowy. Nakładam go na sporą ilość kremu z filtrem oraz pięlęgnacji i nie zjeżdża z twarzy, nie migruje, nie warzy się w dziwaczny sposób, po prostu bardzo ładnie stapia się z cerą.

I na koniec zdjęcia, które pokazują jak podkład wygląda na twarzy:





Bobbi Brown Long-Wear Even Finish Porcelain
 

środa, 25 maja 2016

W poszukiwaniu idealnego podkładu

            Idealnego podkładu szukałam w zwykłych drogeriach, w perfumeriach Sephora oraz Douglas, nawet w Japonii i Korei J.

      W pewnych momentach miałam ochotę zrezygnować i przestać używać tradycyjnych podkładów, z powodu tego, jak moja cera brzydko prezentowała się po ich nałożeniu. Zadaniem podkładów jest przecież sprawienie, by nasza cera prezentowała się lepiej z niż bez makijażu, prawda? Jaki więc jest sens nakładania na twarz czegoś, co nas oszpeca? Otóż warstwa podkładu zawsze brzydko zbierała się wz załamaniach skóry oraz w porach. Na skrzydełkach nosa mój podkład za każdym razem wyglądał fatalnie, z reszty twarzy produkt po prostu zjeżdżał, ścierał się, ogólnie: podkład oraz moja skóra nigdy nie stanowiły spójnej całości. W pewnym momencie stwierdziłam nawet, że wina tego niedopasowania musi stać po stronie mojej skóry, co okazało się nieprawdą.

      Na początku odstawiłam tradycyjne podkłady i zakupiłam tzw. cushion foundations z Korei i Japonii ( recenzja już wkrótce) i okazało się, że nałożone na twarz wyglądają naprawdę dobrze, lepiej niż tradycyjne podkłady czy kremy BB. Minusem była ich mała wydajność. Postanowiłam więc powrócić do poszukiwań podkładu dopasowanego do mojej cery. W podkładach cenię to, że można z nimi bardziej kombinować J Mieszać z kremem, z innym podkładem, bazą czy ze Strobe cream z MAC.

     Aby dalsze rozważania miały sens muszę nakreślić ogólnie jaka jest moja cera:
       - jest mieszana
 - uwrażliwiona
 - i ma w pakiecie tendencję do odwadniania się.

Biorąc pod uwagę powyższe, dla mnie idealny podkład to taki, który:

1. Ma idealnie dopasowany kolor. Może wyda się to oczywiste i banalne, ale ja miałam naprawdę ogromne problemy ze znalezieniem odpowiedniego odcienia. Kiedyś myślałam, że moja cera jest typowo żółta. Jednak po przetestowaniu masy podkładów okazało się, że odchylenie kolorystyki danego podkładu za bardzo w którąś ze stron(za bardzo żółty, lub za bardzo różowy), sprawiało, że moja twarz wyglądała na pomarańczową. Moja cera ma raczej neutralnay odcień i takich kolorów w podkładach szukam.
Nie może się też utleniać!

    2. Daje małe lub średnie krycie, bardziej naturalne, jeśli w ogóle można używać tego określenia w stosunku do makijażu J. Nie lubię szpachli, bo takie kryjące podkłady wykazują poza dobrym kryciem, inne, niezbyt pożądane przeze mnie właściwości(zbyt suchą formułę, tępo się nakładają, są widoczne na twarzy).
      Na ewentualne niedoskonałości oraz pod oczy ląduje korektor, nie przeszkadza mi to, że niektóre przebarwienia potrądzikowe prześwitują spod podkładu.

     3. Nie jest wyczuwalny na twarzy, nie „spina” skóry.

   4. Jeśli chodzi o wykończenie to może być rozświetlające lub satynowe, nie przepadam za bardzo matowymi podkładami.

   5. Najważniejsze- ma faktycznie upiększać skórę J. Twarz musi wyglądać w takim podkładzie na wypoczętą, koloryt na ujednolicony i to wszystko przez długi czas, a nie tylko przez 2-3h a później na twarzy jest pożoga.

     6. Nie powoduje wysypu paskudztw na twarzy.

   7. Po zmyciu wieczorem twarz nie wygląda gorzej niż przed nałożeniem, nie może być też podrażniona.

     8. Ma być prosty w obsłudze i niekłopotliwy J Pomimo tego, że w moim przypadku często nakładam naprawdę sporo produktów pielęgnacyjnych na twarz, to dzięki właściwemu podkładowi w trakcie dnia wszystko wygląda dobrze. W moim przypadku kluczem okazała się więc nie sama pięlęgnacja, a podkład, który jest w stanie współgrać z różnymi kosmetykami pielęgnacyjnymi i nie muszę się zastanawiać każdego dnia czy i tym razem będzie on dobrze wyglądał na buzi, czy coś pójdzie nie tak.

     Takich podkładów zaczęłam szukać w perfumeriach Douglas i Sephora, nie zwracałam więc uwagi na początku na typowe long lastingi czy mocno kryjące podkłady bo nie miało to w moim przypadku sensu. Prosiłam o próbki i testowałam, testowałam i jeszcze raz testowałam. Szczerze mówiąc, rzadko zwracałam uwagę na recenzje, bo zazwyczaj były one nieprzydatne.
Lekkie podkłady mają z reguły średnie oceny, według mnie przez to, że część dziewczyn nie potrafi ogarnąć, że dany podkład nie ma dawać mocnego krycia, co napisane jest na opakowaniu, a mimo to, takiemu podkładowi bardzo się za to obrywa.

Dlaczego nie szukałam wśród pokładów drogeryjnych?
W moim przypadku niestety nie miało to sensu. Żaden podkład drogeryjny nie wyglądał dobrze na mojej twarzy. Do tego te kolory...jestem bladziochem a znalezienie drogeryjnego podkłądu, który ma sensowną kolorystykę graniczy z cudem(znów- za żółty, albo za różowy, albo jakieś dziwaczne odcienie pomarańczy). Na prawdę chciałabym, żeby drogeryjne podkłady spełniały moje potrzeby, ale niestety tak nie jest.

Przez dłuższy okres stosowałam osławionego Revlona Colorstay, ale zmasakrował mi twarz, a i moje podejście do makijażu zmieniło się w pewnym momencie.

Może to i taka notka o niczym, ale dla mnie o czymś ważnym w moim prywatnym kolorówkowym świecie :). Mi trochę czasu jednak zajęło ogarnięcie się i uzmysłowienie sobie czego tak na prawdę szukam w podkładach, czego oczekuję od tego kosmetyku, przestałam w końcu sięgać po mocno kryjące podkłady i polubiłam swoją skórę, w końcu też zrozumiałam czego jej trzeba i w czym wygląda dobrze.

W kolejnych notkach zamieszczę na pewno recenzje konkretnych podkładów, z którymi miałam styczność, stwierdziłam jednak, że taki wpis będzie dobrym wstępem, że czytelnik będzie miał szansę zapoznać się z moimi preferencjami czy typem cery, aby w pełni czerpać z recenzji ;)